Kolejna data w kalendarzu...

Wszystko dopięte na ostatni guzik, dom posprzątany, nakryty stół, biały obrus lśni śnieżną bielą, bigos cicho pyrka na gazie - siedzę zagapiona, zatopniona w zadumie, mój nieobecny wzrok podąża za białym puchem płynącym z wiatrem za oknem... Już czas słyszę nad uchem, wracam do rzeczywistości, wstaję prostuję sukienkę zakładam płaszcz, buty, chłopcy czekają w gotowości... już czas - jestem spięta uporządkowana, kazdy ruch mam wyliczony, kontrolowany w 100% wdech, wydech, wdech.... idąc kłaniam się przybyłym machinalnie, siadam w pierwszej ławce. Wyprostowana niczym struna trwam, nie czuję nawet bólu w spiętych lędźwiach, dzidzia głaska mnie delikatnie w podbrzusze, ciche pocieszenie, patrzę w okno na padający biały puch, mama mawiała że to Matka Boska poduszki trzepie :) błogi spokój ogarnia mnie patrząc na senny pejzaż za oknem, sekundy, nieokiełznana łza spływa z wewnętrznego kącika oka, pac,pac, pac robijają sie po posadzce ogromne słone grochy, zanim zdołam wyłuszczyć z połów płaszcza lśniącą na tle mojego stroju białą husteczkę... łzy żalu, tęsknoty, TATO!! jesteś z Maminką? Wreszcie... tak bardzo tęskniłeś... czemu więc płaczę??? nie wiem.... ganię siebie, uspakajam, próbując wsłuchać w liturgię.. bezskutecznie... chwila... nagle uszom dobiega   Anielski orszak niech twą duszę przyjmie, Uniesie z ziemi ku wyżynom nieba, chowam trzęsące się usta w szal patrząc jak topię sie w lawinie nieposłusznych łez rozbitych o posadzkę.... kondukt, czarna plama morza twarzy znajomych a tak trudnych do rozpoznania, cmentarz, kondolencje, dom, bigos, chwila zapomnienia, serce zwalnia, wewnętrzy dreszcz mija, pojawia sie uśmiech, by wieczorem znów tęsknić...tak mimowolnie po cichutku....choć dusza wrzeszczy, ja nie mam gdzie bo nawet pod stosem poduch dających poczucie głuszy i wolności wydobywa się jęk, poczekam ot chichot losu, bo dziś masz urodziny na które czekałeś...tort zjedzony, nie zdążyłeś, świeczka się pali...

Komentarze

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny :)