Pakowala się Ania nad morze...

ale spakować się nie może.... jedziemy na 4 dni a ja matka polka przezorna mam zamiar spakować wszytko co niebędnie potrzebne... co za tym idzie moja garderoba zmieściła się w jednej torbie wprawdzie średniej wielkości ...ale 1 jeszcze bez kosmetyków i ręczników!!!! burząc założenie połowicy- które mnie nota bene bardzo rozbawiło- moje kochanie ma plan spakować naszą trójeczkę do właśnie tej MOJEJ jednej torby!! Mina mordercy, zwątpienia, prób zrozumienia, wreszcie popgodzenie się z sytuacją trwało pół dnia!!! Zrobiłam listę i bedę dziś odchaczać po kolei to co  mam zabrać ewentuanie eliminować w trakcie pakowania....od A do Z operację przeprowadzę skrupulatnie.... nie tak jak poprzednio kiedy to zapomniałam o najważniejszym elemencie codziennośći mojej - czyli butelki syna,  i mężczyzna mojego życia wybrał się na polowanie przeczesując poblizkie apteki i punkty apteczne vel markeciki w poszukiwaniu butelki Avent, moje dziecko z innej nie korzystało pod groźbą strajku głodowego...., a zdobycie powyższej było utrudnione ze względu na Pańswową ustawę dotyczącą zakazu handlu w 12 dni świateczne..... był Nowy Rok!!!! To było rok temu, kolejne 365 dni przywitałam bez kosmetyków :) kosmetyczka caaaaały asortyment, począwszy od szczoteczki do zębów na suszarce kończąc mijając po drodze puder i tusz do rzęs bez którego sie nie pokazuje światu leżały sobie na łóżku w sypialni w naszym domku :) kupienie na Krupówkach w normalnej cenie niezbędnika w postaci szczoteczki do paszczy + pasty do żebów, pudru w kremie kremu- próbki - na zewnątrz panowała przyjemna temperatura sięgająca -10 bez ochrony ani rusz!!!!! graniczyło z cudem. Zdołałam doprowadzić facjatę do minimalnegło ładu dopiero 2 stycznia, zapłaciłam jak za zboże za nonejmowe kosmetyki.... drugi raz tego nie zrobię. 

Spakowałam się !!!!!!!! dwie torby w jednej Ja + Brzdąc, w drugiej Mrzonek, plecak podręczny...i w drogę 
                                                    700 km przed nami Oświęcim - Rewal.. 

Młody spał, jechaliśmy i jechaliśmy ale ja pewna siebie, dumna że zabrałam absolutnie wszystko  co będzie mi niezbędne spokojnie wgapiałam sie w ciemność, nad ranem przejęłłam kierownicę, po namowach połowicy by wysłuchiwać przez następne 100 km cichych westchnień delikatnych aluzji co do mojej jazdy oraz 100 pytań czy chce mi się spać???????? Kooooooooocham go za te jego dociekliwośći :) Jadąc 4 h prosząc bym mówiła bo spać mu się chce,  dziwi sie ze spać mi sie chcieć może. .... Nasza kochana przyjaciółka Nawi prowadziła nas na skróty kółeczkami, opłotkami, łąkami, lasami, krzycząc błagalnie  co rusz - ZAWRÓĆ, jeśli to możliwe ZAWRÓĆ!!!!!! raz jej nawet uwierzyliśmy i w środku nocy wsłuchani w słodki szczebiot zgodnie z jej wskazówkami pędziliśmy w drogę powrotną do domu, z dziwnym uczuciem DEJA VU i mimo uspakajania ciepłym - Jedź tą drogą !!!! mieliśmy nieodparte wrażenie że już tędy jechaliśmy.... zmieniliśmy szczebiot na spokojny głos męski który od razu sporowadził nas na dobrą drogę i nadrobiwszy jakies 10 km rechocząc rozbwieni przeprosiliśmy się ze stareą wysłużoną mapą samochodową.....   Dojechaliśmy w sam raz na wylewne powitanie morza, sztorm, fale, ulewa....

powoli przestało padać, wyciszyło się, fale spłyciły, można było szaleć


 boskooooooo.  





ciepło też było, ale żeby tradycji stało sie zadość na dzień dobry musiał się urwać pasek w jedynej torebce jaką zabrałam i rozkleić się musiały buty, w poszukiwaniu kropelki zwiedziłam Kołobrzeskie kioski klapiąc ku rozbawieniu Połowicy, przez nadmorski deptak 



akcja klejenia przebiegła spawnie :) można było nadal deptać przez resztę urlopu.... nie kupiłam nowych bo jakoś wg nie miałam głowy do nabywania :) dziwne... 


Niechorze i moja ulubiona "dzinsówka"



po długim dreptaniu dobrze było nogi wymoczyć...



a wieczorkiem wsłuchani w szum morza czekać aż horyzont zamknie oko....


Komentarze