zamach!!!

na moją osobę, całkiem nieuzasadniony lecz bardzo brzemienny w skutkach - żyję, twarda jestem....wiec jest dobrze!!! siedzę z nożem w dłoni reasumując fakty...
Jak to w takich przypadkach bywa nic nie zapowiadało nadchodzącej tragedii... wstałam-umyłam uczesałam, ubrałam, nakarmiłam trzódkę, siebie... i  korzystając z chwili wolności, gdyż potomstwo rozpoczęłło edukowanie w swoim królestwie poddanych, postanowiłam posegregować rzeczy na potrzebne - niepotrzebne.. ledwo zabrałam się do pracy, podczas zdejmowania pudła nagle znienacka zostałam zaatakowana. przyczajony na  szczycie kartonu biały samochód marki nieznanej w skali 1:1000 wyjechał z czeluści półki zderzając się z moją czaszką. W wyniku kontaktu uznałam chwilowej utraty równowagi do której przywrócił mnie odgłos rozbijajacego sie na miliony części porcelitu na podłodze....echo wywołało  głośny pomruk za plecami wydobywający się z przyglądającego mi sie zbiegowiska w składzie : Zuzanka - kotka   mój cień- puchata czarna kulka, wgapiająca sie we mnie swoimi ogromnymi zielonymi oczyma - niczego nieświadoma, potemcjalna ofiara -  gdyby nie moja czaszka  to trajektoria lotu świnki skarbonki wypadała by uwprost na siędzącą na łóżku baczną obserwatorkę. Skutki niedoszłego stanu rzeczy mogły by być opłakane!!!  Kolejni gapie czyli pies i syn orz miś i zając równie pytającym spojrzeniem obdarowali mą skromną osobę, by po chwili stwierdzając iż reanimować nie trzeba opuścili stanowiska, jedynie Potomek zdołał wydusić z siebie swoje - Mamo cio??? - Gó...io- pomyślałam - Pśtro- odparłam kiedy  mały detektyw przemieszczając się z prędkością swiatła wraz z wiernymi druchami zającem i misiem oraz niezastąpionym psem, dokonywali już z bliska oględzin miejsca wypadku - syn komentując głośno - sratę... a Kapsel jednym "wąchnięciem" przekonując się  iż z konsumpcji nici - oddalił się, Zuzka nawet nie drgnęłła - cała akcja trwała jakieś 5 -7 sekund ale w tym czaseie na czubku głowy zdążyła dojrzeć już dorodna mandarynka!!! spojrzałam kątem oka na zwłoki skarbonki  w duchu wypowiadając łacińską sentencję, zrozumiałam  iż wartość skorup przewyższała jej zawartość w sposób znaczny, na tle białego puchu odznaczałyy się  dwa brązowe kamyki i metalowa śrubka...... plus jest taki że utrzymałam język za zębami, inaczej miałabym dwa albo Kapsel co jeść...

Znak czy co??? siedzę w czapce z groszku,głowa pęka, Zuza mruczy wsparta na mojej ręce z głową na lapku, Brzdąc sprawdza temeperaturę woreczka, a  Kapsel leży pod nogami....opieka setna... nie ma co. 

Komentarze