Z pamiętnika nieudacznika.



Dzień bez szaleństwa dniem straconym. A co dopiero dzień który niesie ze sobą arcyważną logistykę działań? połączoną z umiejętnością teleportacji lub wdrożeniem czasowstrzymywacza?
Fakt ów zbitek czynności do wykonania niemal w tym samym czasie mam na własne życzenie. Ale cóż kto nie ma w głowie ma w nogach....
Tak wiec dzień standardowo rozpoczął się od porażki. Płukanka fioletowa zamiast ładnie ochłodzić mój  miodowy blond, fantastycznie pokolorowała go w fioletowo szare strąki... na powtórne mycie czasu już nie było, nie było go też na szukanie gumki  w celu ich ujarzmienia więc związałam uszczelką do zlewu ( nową, akurat leżała sobie, szkoda że nie znajduje się w syfonie, z którego już wiem czemu kapie) Potem było już tylko ciekawiej, W płaszczu dwurzędowym odpadły dwa guziki co wyglądało kuriozalnie więc odcięłam pozostałe szybciutko i zapięłam rozwalający się "szlafrok", agrafkami i związałam paskiem.
Po drodze brakło mi paliwa i musiałam galopem w strugach deszczu przemieścić się do oddalonej o 1 km pracy.... Mokra i zmarznięta ledwo zdążyłam się dosuszyć, a już gnałam na pierwsze ważne spotkanie.... po którym miałam kolejne... W każdym przypadku musiałam rozpłaszczyć się rozpinając misternie agrafki, i zrobić to na tyle dyskretnie by nie narazić się na sarkazm towarzystwa....nota bene uwielbiające serwować  uszczypliwości pod moim adresem. Po nich musiałam tylko zmaterializować przystanek, przestudiować rozkład i wrócić autobusem do punktu wyjścia. Ooo i to była podróż życia. Ostatni raz tym środkiem transportu jechałam chyba 7 lat temu, i nadal nienawidzę. Oczywiście dzięki błędnikowi wysiadłam bardziej skołowana niż opony Solarisa....Dochodziłam do równowagi do końca pracy..... Zdążyłam jedynie zaordynować Połowicy gdzie spoczywa karoca i czekać aż łaskawie dostarczy mnie w całości do domu.......
Oczywiście dowiedziałam się, iż ów kolorowy dzień miałam na własne życzenie bo niezbyt dobitnie wytłumaczyłam dzień wcześniej Mężczyżnie mojego życia, że koniecznie musi zatankować!  Ot życie...
Tak że tego...


Komentarze

  1. Uwielbiam Cię czytać :) Nie, że śmieję się z Twojego nieszczęścia czy co, ale tak to prezentujesz, że płakać nie można :))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale pooglądam też chętnie, więc wstawiaj fotki w fioletowych włosach :))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Z autopsji znam przeboje z wyżółcającym się blondem, co to za diabła nie chce być popielaty tak jak sobie to wymarzyłam. Także tego - łączę się w bólu :) Opony Solarisa mówisz :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny :)