6:50 AM

otwieram oczy wyswabadzam  się z plątaniny zaciśniętych na mnie rączek i nóżek siadam na brzegu łóżka, uśmiecham sie do kłócących się za oknem ptasząt... Już świergotają radoścnie.  Cisza gniazda domowego upaja mnie. Mam  pół godziny dla siebie.....Dwa ziewnięcia i jestem w kuchni wstawiam wodę, wsypuję kawę do kubka, wstawiam mleko na owsiankę, zostawiam na małym ogniu, zalewam kawę i zmierzam do jaskini rozpusty... moczę włosy, ciepły prysznic milusio łaskota czaszkę podgrzewając synapsy, kropla szamponu rekomendowanego przez coraz młodszego pana prowadzącego wszelkie teleturnieje w stacji ze słoneczkiem świecącym prawym górnym rogu pożeracza czasu. Spłukuję, kropla odżywki - odczekać minutę- gapiąc się w białą czeluść wanny dostrzegam smugę, zmywam.... takie 2w1, woda ciepła, potem zimny strumień, zamykam łuski moich kłaczków.... reczniczek... zaturbaniona chlustam ciepłą wodą w twarz, spieniam żel, ciepełko wody i lodowate oklepywanie dla poprawienia ukrwienia, tonik, kremik, prasowanie zmarszczek śmieszek..zdejmuję ręcznik suszę włosy, ubieram przygotowany wczoraj strój, mgiełka ulubionego zapachu, nalewam owsiankę wciskam czerwony guziczek, łyk kawy, uśmiech Pani z telwizji,  krótkie spojrzenie na tik tak 7:20 czekam w ciszy zanim gagaton otworzy, oczy stwierdzi mój brak w oplocie swych kończyn i usłyszę tupot bosych stópek by po chwili wkomponować  sie we mnie wdrapujac na kolana... usłuszę  MAMO, MAMUSZ  JEŚĆ CE!! ,  MAMO, MAMUSZ, MAMO !!!!  - Już już... Otwieram oczy nade mną niebiesie wielkie ślepia wgapiają sie w moją facjatę  - 7:00 - czerwone cyferki mrugają wesoło na budziku....uśmiecham się w duchu że to nie np 5:00 - znajomej syn wstaje codziennie ok 5 by podziwiać pracę śmieciarki zaczynającej pracę.....


Sny o relaksie zdarzają mi sie coraz częsciej.... im wcześniej wstaję tym Brzdąc wcześniej się budzi....by niczym łowca podążyć  za swą zwierzyną, dopaść, ująć, nie wypuszczać... Najdalej udało mi sie  dojść bez asysty do łazienki. Obróbkę własną wykonujemy razem, ząbki, mycie buzi, ubieranko, śniadanko, i proza dnia codziennego. Burzymy, stawiamy, walimy, pokonujemy przeszkody, ratujemy życie... 





Komentarze

  1. swietny tekst! pamietam jak moj Kuba byl maly, gdy pewnie jeszcze myslal, ze jestsmy jednoscia cielesna: ja i on- najwiekszym moim marzeniem byla:chwila samotnosci w " jaskini rozpusty" jak to ladnie ujelas, pamietam, ze wszedzie za mna lazil, nawet jak bylam w toalecie to siedzial obok na podlodze, bywalo to meczace i frustrujace- ale z perspektywy czasu- jakie slodkie! mile wspominam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny :)