My czyli czteroosobowa spółka be(z) ograniczonej odpowiedzialności w trosce o rozwój psychoruchowy własny i pociech wybraliśmy się do ZOO chorzowskiego ZOO.
Nie te buty,
zła koszulka,
tu gniecie a tam mnie gnie,
chcę loda,
nie chę loda
chcę balon, gumę, pałkę, śrubkę, deskę, lalkę
nie chcę balonu, gumy, pałki, śrubki, deski, lalki
itd...'
Po przekroczeniu bram ZOO Syn zapragnął zostać posiadaczem balona!!! Próby zaintersowania mapą, zwierzątkami, spełzły na niczym. Obrany cel pozostał nim do końca!!!! Swoim niezadowoleniem i nieszczęściem epatował na tyle dosadnie, iż względem współzwiedzających mogliśmy śmiało uchodzić za terrorystów sadstów ( wd mnie masochistów) wlokących za sobą biedne zmęczone dziecko zabrane za karę do ZOO.
Balon stał się mantrą deptaka...
Czasem zdarza mi się sadystycznie nie ulegać błaganiom i dzielnie znosić umartwianie się Potomka ale być może pogoda słońce ptaków śpiew wprawił mnie w istny błogostan i odejmując sobie zakup kolejnej pary butów postanowiłam stać się człowiekiem i obiecałam, iż nabędziemy obiekt westchnień, pod warunkiem grzecznościi i przed wyjściem... I tu zaszła zmiana. Radykalna. W sekundzie, burzowe lazury przeistaczyły się w cielęce spojrzenie z wypisz wymaluj morderczym zmęczeniem w obrazie ogólnym, i drastycznego spadku sił witalnych, wołające z głębi duszy DO DOMU! MAMO! ZABIERZ MNIE DO DOMU!!!!!!!!. W spokoju acz beznamiętnie wlókł się za nami rozglądając czujnie, łypiąc to w prawo to lewo za obiektem porządania. Nawet wizja Słonia została treściwie skwitowana, krótkim mam w d...pie ma Słonia! chce balon!...
Pierworodny smagany porywami wiatru chwiał się to w lewo to w prawo pragnąc utrzymać w ryzach wielką kulę szczęścia, siniejącymi z wysiłku piąchami mocno trzmał zdobycz, wycierając nim okoliczne iglaki, auta i inne przeszkody czychające nań w drodze na parking, by do domu przyjechać ze stacjonarnym celofanowym dywanikiem w kształcie traktora.....
oj biedna ty kobieta jesteś, ale za to pójdziesz do nieba z butami ;)
OdpowiedzUsuńświetnie się czyta Twoje wpisy. :))
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie:
www.quitenormally.blogspot.com
Biadolący pierworodni rodzaju męskiego to widać standard :)
OdpowiedzUsuńJa z kolei w weekend pierwszy raz od x czasu zapragnęłam zjeść w restauracji i ze wstydu pod stolik się prawie zapadłam gdy "drugorodny" zrobił scenę niczym z superniani.
A wcześniej też byliśmy w zoo. Poznańskim starym zoo. :)
Ma facet charakter! uwielbiam twego pierworodnego!
OdpowiedzUsuńHaha znam to, choć po tylu latach prawie zapomniałam ile czasem kosztowały mnie wspólne wyjścia i nie chodzi tutaj o kasę :-)))
OdpowiedzUsuńsłodziak ten Twój synio:)
OdpowiedzUsuńHihihi! Ale historia!
OdpowiedzUsuńSwietnie piszesz!
:) Zapraszam tez do siebie, a moze poobserwujemy? Byloby mi bardzo milo! Daj znac, na pewno odklikam.
<3
Gosia
http://pearlinfashion.blogspot.co.at/2013/08/still-summer-in-sicily.html
świetnie opisane!:)))
OdpowiedzUsuńteż ostatnio byłam w Zoo,ja je uwielbiam:))
Ale się uśmiałam, to są nasze kochane dzieci. My pewnie byliśmy tacy sami ;)
OdpowiedzUsuńHej, ja chce nowy wpis! z pierworodnym w roli głównej! miłego weekendu!
OdpowiedzUsuńświetny wpis - synuś niesamowity:) pozdrawiam i cierpliwości życzę
OdpowiedzUsuń